wtorek, 25 listopada 2014

4 sposoby na czytanie w tramwaju



Jeśli podobnie jak ja spędzasz całkiem sporą część dnia na podróżowaniu komunikacją miejską i umilasz sobie ten czas lekturą, zapewne wypracowałeś już własne strategie czytelnicze. Dzisiaj podzielę się z Tobą moimi własnymi oraz zaobserwowanymi u współpodróżujących. 


1. Na chama – żeby wcielić tę metodę czytania w życie musisz stanąć w blokach startowych tuż obok staruszek blokujących miejsce ludziom wysiadającym na przystanku. Nieważne, że utrudniasz wszystkim życie – po prostu stój i nie marudź. Kiedy drzwi się otworzą, najszybciej jak potrafisz, pędź do najbliższego wolnego miejsca i zajmij je. Możesz zacząć czytanie. Ten sposób wymaga jednak tupetu, hartu ducha - musisz dzielnie znosić nienawistne spojrzenia wspomnianych staruszek stojących nad tobą - oraz odporności na ciosy torbą z zakupami/laską/parasolką (niepotrzebne skreślić). Osobiście nie polecam i nie praktykuję. Numerek jeden zawdzięcza częstemu występowaniu w poznańskiej komunikacji miejskiej.

2. Na małpę – tym razem pozycja stojąca. Może i niezbyt wygodna, ale stosunkowo bezpieczna. Łatwo się domyślić na czym polega – chwytasz po prostu żółty uchwyt wiszący pod sufitem i radośnie bujasz się w rytm jazdy tramwaju lub autobusu, jednocześnie ciesząc się lekturą. Pozycja ma trzy wady. Po pierwsze, nie nadaje się dla osób, które zamiast wzrostu natura obdarowała na przykład pokaźnym biustem lub dużymi stopami – po prostu nie sięgniesz. Po drugie, przy dłuższej jeździe czujesz się, jakby twoja ręka zmieniła właściciela, a końce palców zaczynają robić się sine (uwierz, to nigdy nie jest dobry znak). Po trzecie i ostatnie, dość problematyczne jest w tej konfiguracji przewracanie kartek. Tutaj uprzywilejowani są właściciele czytników ebooków, gdyż zmiana strony nie wymaga w nich użycia drugiej ręki. Fani książek papierowych muszą niestety kombinować lub od czasu do czasu wypuszczać  dłoni uchwyt, ryzykując siniaki oraz ewentualne stanie się gwiazdą YouTube’a. 

3. Na sardynkę w puszce – ten sposób nadaje się idealnie dla podróżujących w godzinach szczytu. Na przykład poznańską Pestką o 7:30. W tramwaju jest tyle osób, że spokojnie możesz poszukać w nich oparcia i nie trzymać się niczego. Twarde plecy tłumu (polecam konkretnie plecy barczystych facetów)  powinny utrzymać cię w pozycji przystojącej homo sapiens. Zdarza się, że twoje oparcie ucieknie, bo niespodziewanie postanowi wysiąść i może skończyć się to różnie, zarówno dla ciebie, jak i książki. No ale, podobno no risk, no reading, czy jakoś tak. 

4. Na trzeciego – zwana też metodą na czytelniczego pasożyta. Stosunkowo rzadko spotykana. Naprawdę, nie rozumiem ludzi, którzy ją kultywują. Spotkałam takiego pasożyta ostatnio w tramwaju numer 6. Właśnie przewróciłam stronę, gdy za moimi plecami odezwał się chłopak, który twierdził, że jeszcze nie zdążył doczytać. Z tego też powodu powinnam na niego poczekać. Po pierwsze – ile tupetu trzeba mieć, żeby przerywać obcej osobie czytanie i jeszcze wysuwać pod jej adresem żądania? Po drugie, jaki jest sens czytania książki od środka dziesiątego rozdziału? Nie wspomnę nawet, że to trzeci tom sagi.  Z wrodzonej uprzejmości poczekałam, ale po co mu to było zastanawiam się do dziś (jeśli jakimś cudem to czytasz, daj znać, czy ci się podobał ten wyrwany z kontekstu kawałek).

2 komentarze:

  1. Fajny post. Ja na szczęście ostatnio nie jeżdżę komunikacją miejską ale jak jeszcze jeździłam to zazwyczaj korzystałam z metody "na chama" ;-)

    Fajny blog, będę wpadać częściej.
    http://otwarte-wrota.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za odwiedziny i subskrypcję :) Opcja na chama jest chyba najwygodniejsza. No chyba że gryzą wyrzuty sumienia.

    OdpowiedzUsuń